Po cudownym, rodzinnym weekendzie wracam z garstką zdjęć z naszego dnia. Ostatnio, przeglądając wpisy sprzed kilku miesięcy, natknęłam się na majowy wpis poniedziałkowy. Minął rok od tego czasu! Cykl Nie lubię poniedziałków był przez Was bardzo lubiany. Sama go bardzo sobie ceniłam. Mogłam wracać do konkretnych dni i przypominać sobie, co wtedy robiłyśmy. Pamięć ludzka jest niezwykle ulotna, a w życiu są momenty, do których warto wracać. Nie obiecuję sobie, że poniedziałki wrócą w regularnym wydaniu. Będę zadowolona, jeżeli uda mi się uwiecznić chociaż jeden poniedziałek miesięcznie. Co Wy na to?
Zaczynamy... dość wcześnie :) Pan Mąż pojechał dzisiaj nad ranem do pracy. Znów zaczynamy odliczanie dni do Jego przyjazdu. Biorąc pod uwagę przebieg i tempo naszych dni, czas oczekiwania minie nam błyskawicznie.
Mój budzik, mimo że ustawiony na dość wczesną godzinę, rzadko kiedy jest szybszy niż Marysia :) Ścielenie łóżka, przygotowanie śniadania dla Zosi do przedszkola, zrobienie listy spraw do załatwienia i zaparzenie kawy - tyle udaje mi się zrobić, zanim Marysia też postanowi przywitać poniedziałek.
Książeczki, malowanki i puzzle - poranny rozruch Marysieńki. Dzięki temu, że Marysia zabawi się u siebie w pokoju, Zosia może dłużej pospać ( zazwyczaj Mysia na piątym biegu wpada do pokoju Zosi i urządza Jej pobudkę ) a ja zyskuję chwilę na podszykowanie nas do wyjścia.
Los jest dzisiaj łaskawy, Zosia śpi do 7 :) Zanim Dziewczynki nacieszą się sobą, szybko ścielę łóżka i szykuję im ubrania. Dzisiaj czeka nas sporo jazdy, dlatego pakuję bagaż podręczny dla Marysi i o 8 ruszamy do przedszkola. Pierwszy punkt na naszej trasie :)
Chwilę po 8 jesteśmy już na poczcie. Zosia czuje się tutaj jak u siebie :) Podobnie w banku, gdzie zatrzymujemy się kilka minut potem.
A po 9 jesteśmy już po zakupach w Lidlu i spacerze w towarzystwie Franusia :)
Po powrocie do domu czekają na nas paczki, które nareszcie zostały dostarczone - po 3 tygodniach oczekiwania! Oprócz lidlowskich "łupów" skusiłam się na dwa kubki w Pepco - książki i kubki/filiżanki to moja słabość :)
Chwilę przed południem Marysia słodko śpi. Tym razem to ja wrzucam piaty bieg: gotuję żurek ( Zosi ulubiony), wstawiam kolejne prania i wycieram kurze. Staram się maksymalnie wykorzystać drzemkę Marysi.
Po obiedzie pędzimy z Marysią po Zosię. Marysia na hasło "przedszkole" uśmiecha się od ucha do ucha i biegiem rusza do drzwi! Oby ten zapał jej nie minął :) Prosto z przedszkola zabieram Dziewczynki do sklepu budowlanego i punktu ogrodniczego. Potrzebujemy ziemi, wieszaków do doniczek i lawendy :)
W drodze powrotnej same atrakcje :)
Dziewczynki z miejsca zabierają się ze mną do sadzenia pomidorków koktajlowych i podlewania zieleniny :) To jedno z ich ulubionych zajęć.
Pierwsza nasza truskawka! Zosia jest zachwycona, że urosła w "jej" doniczce :)
A na deser ... :)
Popołudniem mamy jeszcze gości. Jest niezła gromadka dzieci, także czas mija wesoło i szybko. Dziewczynki zasypiają około 20, a ja wtedy zaczynam wieczór roboczy. Zbieranie i segregowanie prania, szykowanie ubrań na jutro, lista rzeczy do załatwienia. Pyszna kolacja i chwila na zebranie myśli.
Dobrej nocy i do napisania wkrótce!