Ostatni styczniowy poniedziałek, nareszcie! Niech luty szybko mija, a marzec zbliży nas do upragnionej wiosny. Dzisiejsza noc nie zaskoczyła. Ponownie -16 na termometrze, ponownie wszystko spowite mrozem i lodem. Przed 3 nad ranem, kiedy Pan Mąż wyjeżdżał do Pragi, a ja zamykałam dom, aż mną wstrząsnęło na myśl, że musiałabym teraz wyjść! Biegiem pognałam do ciepłego łóżka, a o 7 miałam już towarzystwo :)
Poranne pieszczochy i błogie lenistwo. Marysia jeszcze smacznie spała.
Szybko ubrałam Zosię i pognałam do kuchni nastawić wodę na kawę i przygotować śniadanie. Kuchenne okno zdobią jeszcze świąteczne lampki - są idealne! Piękny kształt i świetne światło, które dają, wystarcza by oświetlić nocą kuchnię i korytarz. Zostaną z nami do końca zimy :)
Poranne obowiązki "zamykam" pomieszczeniami. Wychodząc z sypialni, zostawiam już zaścielone łóżko i uchylone okno, po drodze do Zosi pokoju, zabieram butelkę z Marysi pokoju. U Zosi szybko ścielę łóżko i szykuję ubrania wierzchnie do wyjścia. Radio gra, kawa już w kubku, Zosia ogląda nagrany wczoraj odcinek Maszy, a Marysia wita poniedziałek :)
Po godzinie 8 do Marysi przychodzi z dołu moja Babcia, a my z Zosią ruszamy do przedszkola.
Tym razem zakupy przekładam na popołudnie. Spieszę do Marysi, żeby zdążyć z porannymi rytuałami. I zabrać się za domowe obowiązki. Dzisiaj nie musze gotować, ratujemy się wczorajszym obiadem. Wietrzę dywany, gruntownie odkurzam pod łóżkami, i zabieram się za zaległe prasowanie. Sporo się uzbierało, a nie mogę tego już odkładać, tym bardziej, że pralka pierze kolejne pranie.
Marysia dzielnie mi towarzyszy i po 20 minutach drzemki ani myśli o dalszym spaniu. Ruszamy więc na przedpołudniowy spacer. Umawiamy się na wspólne wyjście z kuzynem Mani, Kacperkiem. Idziemy naszą stałą trasą :)
Marysia zaczęła przysypiać, po godzinie spaceru, ale to tylko strategia :) Zostawiłam ją w wózku, w ganku, a po kwadransie już pałaszowała obiad, a ja razem z nią :)
Kończymy poranne prasowanie i zostawiam Marysię pod opieką Babci, a sama jadę po Zosię.
Objeździłyśmy kilka sklepów w poszukiwaniu...waty! Taka praca domowa: wata i butelka po wodzie. Udało się ją kupić dopiero w aptece. Po zakupach, ruszamy do biblioteki. Dzisiaj Zosia wybrała wiersze przedszkolaków, a ja wyszukałam kolejne biografie :)
W drodze powrotnej tankujemy auto.
Po obiedzie - zabawa. Obowiązkowo Peppa!
Jutro spodziewamy się gości. Robię muffiny z porzeczkami.
A Marysia w tym czasie bawi się najlepszą zabawką - butelką z wodą :)
Zosia kolejną godzinę spędza na odrysowywaniu szablonów...
Babeczki po 30 minutach są już gotowe. Uwielbiam ten przepis: 10 minut pracy, jedna miska i jedna szklanka. Duża stołowa łyżka i deser gotowy!
Zanim zabierzemy się za wieczorną toaletę, jeszcze chwila na zagadki :)
I szykowanie stroju i plecaka na jutro.
Dziewczynki i ich łóżka są już gotowe do snu. Po 20 obie już smacznie śpią.
I ja mówię Wam dobranoc. Jak zwykle w drodze powrotnej z łazienki do sypialni zrobiłam 57 innych rzeczy, ale kładę się z lekką głową i spokojem, że wszystko na jutro przygotowałam i powitamy wtorek nieśpiesznym porankiem. Tymczasem idę po książkę...
Do napisania!