Witajcie!
Ostatnie dni są pełne słońca, pisków w basenie, burz i pracy przy domu. Wszystkiemu obowiązkowo towarzyszą bańki mydlane, najlepiej w ilościach hurtowych. Zosia dzielnie pomaga przy porządkowaniu ogródka. Grabi, zbiera, wyrywa, wynosi. Szkoda czasu na spanie w dzień i posiłki w domu.
W ogródku czeka nas wiele zmian, póki co działamy na bieżąco - usuwamy przekwitnięte kwiaty, walczymy z chwastami i suchymi plackami w trawie. Ostatnie ulewy przynoszą rezultat, znów się zieleni. Tymczasem kwitną goździki, juki, lilie, aksamitki zwane śmierdziuchami, szałwie. Przed domem w donicach rozkwiecają się jeszcze bratki, to niezaprzeczalnie ich rok. Z zaledwie trzech sadzonek wyrosło ponad 50 kwiatów. Pora już je wysadzić i cieszyć oczy innym kwiatem. Pełno też mięty, którą uwielbiamy - parzymy ją z herbatą, dodajemy do kompotów. I chociaż - w moich marzeniach - nasz ogród ma być samoobsługowy, z przeważającą ilością trawy, kilku konkretnych krzewów i kwiatów, to nie wyobrażam sobie go bez mięty. Na pewno wygospodaruję dla niej odpowiednie miejsce.
W tym roku walczymy z dwoma plagami - mrówkami i wszędobylskimi ślimakami. Te ostatnie Zosia zbiera łopatką i przenosi za siatkę.
Obowiązkowym punktem po deszczu, są spacery. W kałużach. Najlepiej w każdej możliwej. Jest przy tym tyle radości i zachwytu, także niech pada, niech leje.
Do następnego!
Zazdroszczę ogródka :) chociaż sami mamy mała działkę rekreacyjną :)
OdpowiedzUsuńOgródek to za dużo powiedziane ;) ale mam nadzieję, że w przyszłości nim będzie. Działka - świetna sprawa! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń