Za nami kolejny wrześniowy poniedziałek. Pierwszy przedszkolny. Kolejny po ciężkiej nocy. Marysia była bardzo niespokojna, większość nocy przepłakała, mało spała. Poranne obowiązki rozkładają się jeszcze na dwoje Rodziców. Jest o wiele lżej i łatwiej znieść taką pobudkę na rozpoczęcie dnia. Kiedy Pan Mąż szykował Zosię do wyjścia, ogarniałam poranny rozgardiasz. Tradycyjnie już na pierwszy ogień poszło wietrzenie sypialni i pokoju Zosieńki. Następnie ścielenie łóżek i nastawienie prania. Dzisiaj to ja zawiozłam Zojkę. Marysia została Tatą.
Wracając, uporałam się jeszcze z zakupami. Tym sposobem miałam już "towar" na obiad :) Kiedy Marysia usnęła zabrałam się za planowanie tygodnia.
Dzięki kalendarzowi jestem w stanie "zapanować" nad tym, co muszę zrobić, czego dopilnować, o czym pamiętać. Zazwyczaj z początkiem tygodnia staram się wpisywać najpilniejsze i najważniejsze rzeczy. Jednak papierowa forma notowania sprawdza się u mnie najlepiej. Między przygotowaniem obiadu i kawa Inką rzucam okiem na nowy katalog sieciówki. Okazje kuszą :)
Przed południem odwiedziła nas moja Przyjaciółka. Czas miło i szybko upłynął nam na pogaduchach :)
Zosię odebrał Pan Mąż. Po obiedzie Dziewczynki zajęły swoje pozycje w domu: Marysia pojadła i po długich bataliach usnęła, a Zosia zabrała się za kolorowanie.
W tym czasie uporałam się z porządkami w dawnym pokoju Zosi. Teraz ma to być miejsce Marysi :)
Zanim Najmłodsza się przebudziła zdążyłam jeszcze podlać kwiaty.
I odebrać przesyłkę z księgarni. Co prawda nie wiem kiedy znajdę czas na przeczytanie tych książek, bo wiąż "męczę" Sztukę prostoty, ale te tytuły chodziły za mną od dłuższego czasu :)
Po południu mieliśmy gości :)
Wieczór upłynął nam na toalecie Dziewczynek i porządkowaniu domu na noc. Zosia zrobiła porządek swoim ukochanym świnkom, a ja rozłożyłam narzutę i poduszki, które Pan Mąż zakupił dla Zosi. Przymiarka wypadła pomyślnie :)
Ostatnie chwile z książką i mówimy Dobranoc.
Zosia zasnęła w minucie. Przedszkole i aktywne popołudnia robią swoje. Marysia znów miała niespokojny i płaczliwy wieczór :( Bardzo długi wieczór ... Mało spała w dzień, jeszcze mniej w nocy. Pisząc tego posta - a robię to już trzeci dzień - ufam, że wkrótce nasza Mania będzie spała spokojnie i bez dolegliwości, które tak strasznie ja męczą :( Mądrzejsi o doświadczenie z Zosią, kiedy była taka maleńka jak Marysia, podjęliśmy już odpowiednie kroki.
Do napisani!
Jak zawsze poukładana!
OdpowiedzUsuńStrefa Matki Jak zawsze Kochana! staram się :)
UsuńUwielbiam tą serię wpisów. Mam nadzieję,że opis dzisiejszego poniedziałku będzie -mimo wyjazdu J- bardziej optymistyczny. Że Marysia jest spokojniejsza
OdpowiedzUsuńDziękuję! też lubię te poniedziałkowe sprawozdania :) Zapraszam na kolejny poniedziałkowy :)
OdpowiedzUsuńCo ty masz z tą perfekcją?
OdpowiedzUsuńOdsyłam do pierwszego wpisu na blogu, tam precyzuje, co dla mnie znaczy perfekcja :)
Usuń