niedziela, 30 października 2016

40 000 dziękuję!

Kochani!
 
Oczom nie wierzę :) Nawet nie myślałam o takiej liczbie wyświetleń, kiedy ponad rok temu, zaczęłam przygodę z blogiem. Jest mi niezmiernie miło! Dziękuję wszystkim stałym Czytelnikom, podglądaczom i komentatorom :*
 
 
 
 

czwartek, 27 października 2016

Łowca okazji #2

 
 Witajcie!
 
Pierwszy tego typu wpis powstał rok (!) temu, możecie go przeczytać tutaj. Przez ten czas zweryfikowałam swoje potrzeby i jeszcze bardziej staram się wybierać i kupować świadomie. Kupuję rzeczy niezbędne i potrzebne, ale też takie małe radości - radujące oko, a nie pustoszące portfela. Na pierwszy ogień idą ubrania - coś dla mnie i dla Dziewczynek :)
 
Od dawna mierzyłam się z zamiarem kupienia długiego swetra, a kardigan okazał się strzałem w 10!Znajdziecie go  tu (skorzystałam z promocji, kodu zniżkowego i darmowej dostawy, dzięki czemu zapłaciłam prawie połowę mniej). Zosia także dostała dłuższe swetry - oba kosztowały w sumie 50 zł ( z czego regularna cena tego jest wyższa niż kwota, którą zapłaciłam za oba).
 
 
 

Kolejne zdobycze z Pepco. Pisałam, że uwielbiam ten sklep? :D Czapki - porównując z ofertami chociażby sieciówek -- w śmiesznych cenach - a jakość naprawdę fajna.

 
 
Coś dla Mamy :) Chusta. Olbrzymia. Ciepła. Miła w dotyku. W fajnej cenie, kupiona na portalu aukcyjnym. Z racji, że połowa miasta już w takich chustach chodzi, ich ceny spadły drastycznie i już nie opłaca się polować na okazje w sieci. W lokalnych sklepach można je kupić już od 25 zł wzwyż.
 
 
Kapciochy :D (Pepco, 20 zł) mam słabość do tego typu obuwia. Idealne na wieczorne i nocne spacery do pokoju Marysi i na próby odejścia od łóżeczka (znacie to? prawda, że znacie? betoniara pod oknem nie zbudzi dziecka, a krzywe stąpnięcie rodzica działa jak wybuch bomby i skutkuje oczami jak 5 zł - rzecz jasna u malucha :P) Prane już kilka razy w pralce - mimo niskich obrotów wkładka się pomarszczyła, ale można ja wyprostować na mokro.

 
Kolejny łup z Pepco ( koszt całkowity 11 zł - trójpak bransoletek jest z wyprzedaży). Okrutna ze mnie sroka i nie przejdę obojętnie wokół błyskotek. Chociaż oko zawieszę, a jak promo to i skorzystać mogę od czasu do czasu, bo jednak najwierniejsza jestem moim ulubionym błyskotkom, które dostaje od Pana Męża.
 


 
Domek schowek (Pepco, 20 zł). Idealnie wpasował się do pokoju Zosi i pełni funkcję schowka na spinki, spineczki, gumki, korale, bransoletki, magiczne pierścienie i zegarek "czasowy" co czas zatrzymuje i odmierza do przyjazdu Taty :)
 
 
Tabliczka z Pepco za całe 5 zł. Kompletnie niefunkcjonalna, zbyteczna, ale to ta rzecz z serii - cieszy oko, nie rujnuje.

 
Obrazy (Pepco) każdy za zawrotną cenę 9,99 zł. Nawet nie szukam w sieci ile taki obraz kosztuje, ile kosztować może, a ile wart jest naprawdę. Liczy się to, że za 30 zł mam z głowy 2 wkręty, które musiałabym usuwać ze ściany i potem ją szpachlować i malować:p
 

 
Cos dla duszy. Mej :) Matka też człowiek. Coś jej się należy. Odrobina przyjemności do porannej kawy i na wieczorne jesienne posiedzenia. Harry kupiony w Biedronce (25 zł) i Slow life, na którą to polowałam od jakiegoś czasu. 
 
 
Liczę, że w listopadzie znów wrócę do cyklu wpisów o zakupach. I będą to już zakupy przedświąteczne :)
 
Do następnego!
 
 

środa, 26 października 2016

Nie lubię poniedziałków #14

Witajcie!
 
Kolejny raz poniedziałkowy post piszę dwa dni. Natłok obowiązków. Priorytety. Każdy z Was wie, jak to jest, kiedy doba okazuje się za krótka. Tak jest ostatnio właśnie w moim przypadku. Skrobię wpisy po kilka, kilkanaście dni. 5 z nich czeka na zdjęcia, korektę tekstu. Ufam, że znajdę czas, by je dokończyć i w końcu opublikować. Tymczasem, zapraszam Was na kolejny poniedziałkowy wpis :)

 
Po ciężkiej nocy zaczęłam dzień od zaparzenia ulubionej kawy.

 
Chwilę potem Zosia już była gotowa do przedszkola. Od kilku dni jeździ z nami Synek Koleżanki, Szymuś. Zosia Go uwielbia, a ich rozmowy w aucie mnie rozbrajają :) Z Mysią została Babcia Marysia, także miałam jeszcze chwile na zrobienie zakupów. Po powrocie do domu i porannej toalecie Mani przyszła pora na kolejną kawę :)
 
 
W międzyczasie rozpisałam najważniejsze sprawy na ten tydzień i 45 razy byłam ukołysać Marysię do snu. Ta Mała Iskierka jest kompletnie nieospała! Ale ponoć sen jest dla słabych :D
 
 
 
 
 
 
Kiedy w końcu Marysia przysnęła na dłużej miałam chwilę, by przygotować obiad i zrobić racuchy z jabłkami.

 
 
Już z Marysia u boku kończyłam sprzątać kuchnię, porządkować szafki i podlewać kwiaty.


 
Zosia wróciła szczęśliwa ale bardzo zmęczona. Wymyślałyśmy zabawy, aby przetrwać kryzysowe momenty.
 

 
 
Stworzyłyśmy małą galerię prac Zoni :)
 
 
Czas do 18 minął niepostrzeżenie, a wtedy zaczynam już przygotowywać Dziewczynki do spania. Wieczorem obowiązkowo lektura. Ostatnio ulubiona książką są Wyliczanki. Czytam ją Zosi od deski do deski :)
  

 
Mama też miała plany na wieczór...

 
Jednak najmłodsza Kierowniczka zarządziła noszenie i bujanie do 1 w nocy! W takich momentach nie zostaje nic innego jak...
 
 
Do następnego!

wtorek, 18 października 2016

NIe lubię poniedziałków #13

Witajcie!
 
Kolejny poniedziałek za nami. Wietrzny, deszczowy, zimny. W ogóle nie przypominający tej bajkowej ciepłej jesieni z moich wizualizacji. Gdzie te ciepłe dni? Gdzie deszcz spadających liści pełnych kolorów? Po ostrym przymrozku liście z naszego orzecha opadły w ciągu jednej nocy. Zosia nawet nie miała okazji wybawić się w ich ogromnym stosie, bo lało non stop. Nawet w kałużach nie było sposobności pobrodzić, bo wiało tak ostro. Ufam, że przyjdą jeszcze ciepłe dni i będzie okazja nadrobić te zaległości. Jeżeli jednak nie, to mam nadzieję, że te dni miną w błyskawicznym tempie, by nastał w końcu utęskniony czas okołoświąteczny.
 
Poniedziałek zaczęłyśmy dość wcześnie, bo już o 6 rano Dziewczynki były w gotowości. Poranne obowiązki rozciągnęły się w czasie, ponieważ Zosia nie poszła do przedszkola. Za nią infekcja, także zostawiałam ją jeszcze jeden dzień w domu. Lubię te nasze leniwe poranki :) Bez pośpiechu, z chwilą na dłuższe bieganie w szlafrokach.
 
Marysia od rana była niespokojna i bardzo mało spała. Kiedy przyszła pora jej pierwszej 10-minutowej drzemki zabrałam się za zaległe śniadanie. I kawę! Zosia w tym czasie ćwiczyła literki. Pisanie to hit ostatnich dni.


 
Już w weekend zaplanowałam sobie wymianę garderoby Mysi. Nareszcie z rozmiaru 56 wskakujemy w 62 :) Przygotowałam też cieplejsze czapki dla Dziewczynek. I zrobiłam drugą część obiadu.
 
 
 
 
Czas do obiadu upłynął nam na porządkach. Zosia uporządkowała swoje książki i domek dla świnek.
 
 
 
Nadszedł czas deseru, dla wszystkich :)
 
 
I czas na lekturę :) Czyta Zosia :)
 
 
Po południu odwiedziła nas moja Mama. Została z Marysią a my skoczyłyśmy na zakupy spożywcze i pocztę. Wyprawę umilił nam spacer po parku. Zapomniałam telefonu i nie mam zdjęcia Zosinych szaleństw w liściach :D Za to mamy przesyłkę z Minti i cudny bukiet :)

 
 
Kiedy Marysia spała, Zosia kolorowała a ja zaczęłam projekt Zdjęcie :p A wszystko dzięki Pani Ani z przedszkola Zojki. Na wtorek dzieci miały przynieść zdjęcia swojej rodziny. W domu mamy wywołane zaledwie kilkanaście zdjęć! Reszta w folderach na laptopie czy telefonach. Postanowienie na miesiąc październik: uporządkować i wywołać zdjęcia.



 
Czas do wieczora upłynął nam błyskawicznie, chociaż nie obyło się bez kryzysów. W takich sytuacjach plastelina jest dobra na wszystko :)


 Na szczęście po godzinie 18 Dziewczynki były gotowe do snu. Zosia przed 20 już spała, a Mania postanowiła zafundować matce dłuuuugi wieczór i zasnąć grubo po północy. Z przyczyn oczywistych więc post poniedziałkowy pojawia się dopiero dzisiaj :) Mam nadzieję, ze kolejne posty z nowościami zakupowymi pojawią się już wkrótce, oby tylko z takim opóźnieniem jak to :)
 
Do napisania!






poniedziałek, 10 października 2016

Nie lubię poniedziałków #12

Witajcie!
 
Za nami ciężka noc i wcale niełatwy poniedziałek. Pod ostatnim postem jedna z Czytelniczek (pozdrawiam!) napisała, że u nas "tak sielsko" - otóż, nie zawsze tak jest. Ze wszystkich sił staram się, aby Zosia, a teraz też Marysia, miały cudowne dzieciństwo, które będzie dla nich przede wszystkim czasem rodzinnym, wspólnym, pełnym miłości, spokoju i cudownych chwil. Nie zawsze jednak tak jest. Są ciężkie noce, trudne poranki, męczące popołudnia i spieszne wieczory. Ta noc właśnie taka była. Marysia budziła się na zmianę z Zosią. Pan Mąż o 2 w nocy szykował się do wyjazdu, w asyście Zojki! Wstała po godzinie 2 w nocy by zasnąć po 4 nad ranem. I zrobić zmianę z Siostrą. Większość nocy - od kiedy jest z nami Mysia - śpię po 2-4 godzin. Moje podejście do sytuacji jest naprawdę optymistyczne. Zosia była niemowlęciem, które zahartowało mnie w tej kwestii niesamowicie. Co prawda Marysia jest chyba jeszcze bardziej nieospała niż Zosieńka, ale pociesza mnie fakt, że wiecznie tak nie będzie i w końcu prześpimy noc bez 2435375 pobudek :D Z taką myślą zaczęłam ten kolejny październikowy poniedziałek,

 
Tak, jak wspominałam na wstępie - mój poniedziałek zaczął się nocą :D Zosia co prawda zasnęła po 4, ale po 6 znów była na nogach. Zrobiła przegląd pluszaków i ukochanych świnek.
 
 
Asystowała mi przy karmieniu Marysi, a kiedy wróciłam po chwili, spała w najlepsze! Nie miałam serca budzić jej do przedszkola. Szybko przeanalizowałam sytuację i zabrałam się za najpilniejsze rzeczy do zrobienia. Na pierwszy ogień poszło przygotowanie garderoby. Naszykowałam ubrania Dziewczynkom.
 
 
 
Potem zabrałam się za ogarnięcie siebie. Tez tak macie, że robiąc jedną rzecz, robicie milion innych przy okazji? Ja przy porannej toalecie i makijażu ogarniam przy okazji łazienkę. Zmieniam ręczniki, wycieram baterie i umywalkę, przecieram półki.
 
 
Chwilę później byłam już w kuchni, by przygotować śniadanie dla Zojeczki. A przy okazji przetrzeć blaty, parapet, zrobić przegląd lodówki i spisać listę zakupów.
 
 
Nastawiłam też rosół na dzisiejszy obiad. Sprawa była utrudniona o tyle, że nie mieliśmy bieżącej wody. Na ratunek przyszedł zapas wody mineralnej :)
 
 
 
Zdążyłam jeszcze nastawić kawiarkę, zanim Zosia wstała.
 
 
Przygotowanie do wyjścia do przedszkola nabrało ekspresowego tempa. Udało się być w przedszkolu na 9 :) Komisyjnie podziwiałyśmy wystawkę prac :) Serce się raduje, oczy cieszą!
 
 
 
Po powrocie do domu przyszła pora na spóźnioną kawę i resztę zaplanowanych obowiązków. Zabrałam się za zmianę pościeli Dziewczynek i naszą.
 
 
Marysia była dzisiaj bardzo marudna. W ciągu całego dnia spała niewiele ponad godzinę. Krótkie drzemki po 10-15 minut to niesamowite umęczenie dla Maleńkiej i niezłe wyzwanie dla mnie. Większość dnia Mania nie schodziła mi z rąk.
 
 
Przed południem dotarły do nas (nareszcie!) wyczekiwane przesyłki.

 
 
 
Nie zdążyłam ich nawet przejrzeć, bo miałyśmy miłych Gości. Marysieńkę odwiedziła Ciocia Renia ze swoją niespełna roczną Córeczką :D Mysia całe odwiedziny wpatrywała się swoimi wielkimi oczami w bawiącą się Amelkę. Wspólnie spędzony czas szybko upłynął. Przyszła pora, by jechać po Zosię. W drodze powrotnej zrobiłyśmy  zakupy, a po południu znów miałyśmy Gościa.
 
Godzina 17 to kryzysowy moment dla Zosi. Jest już wtedy bardzo zmęczona i senna. Pora na szybką decyzję - zostawiam Manię pod opieką Babci, a Zosię zabieram na spacer.
 

 

 


 
Chwilę przed 19 Zosia już smacznie spała, a ja mogłam skupić się na pielęgnacji i usypianiu Marysi. Pisałam już kiedyś, że Matka to bestia wielozadaniowa? :D W ogóle "pozycja" Matka powinna znaleźć się wśród dyscyplin olimpijskich - im lepszy czas, tym lepiej. Ścigam się z czasem, by zdążyć i uporać się z obowiązkami domowymi w jak najkrótszym czasie, na tyle efektywnie i skutecznie, by resztę wygranego czasu dać Dziewczynkom. Marysia póki co najbardziej potrzebuje zaspokajania  podstawowych potrzeb i przytulania, ale Zosia jest już bardziej wymagająca. Czas spędzony z nią, to nie tylko zabawa, ale przede wszystkim nauka przez tę zabawę. Nie mam tu na myśli tabliczki mnożenia czy nauki czytania, ale tłumaczenie jej na każdym kroku, jak bardzo jest dla nas ważna, jak bardzo ją kochamy i jak bardzo jest potrzebna nam i Marysi, aby pokazać, co w życiu najważniejsze i ważne. Bo mniej ważne rzeczy sama odkryje. Każdego wieczora analizuję, czy udało mi się dobrze wybrać. Działać z myślą, że robię to, co najważniejsze. Bo najważniejsi są Oni. Moja Rodzina.
 
 
Z taką myślą, kiedy całuję po raz setny śpiącą Zosię i Marysię, kiedy po raz 6352 okrywam je, bo rozkopują pościel na potęgę, przeglądam wspólne zdjęcia i zerkam ile minut zostało do końca prania. Bo to właśnie ten czas jest czasem rzeczy mniej ważnych. Zaległe pranie (wreszcie mamy wodę!), odkurzanie, rozpakowywanie paczek, mycie lodówki - to wszystko "robi" wieczór matki.
 
 
Z nadzieją na przespaną (chociaż w połowie) noc, z myślą, że uda mi się przeczytać chociaż kilka stron książki, z planem na jutrzejszy dzień i zamiarem zrealizowania, tego co chcę zrobić, mówię Wam: dobranoc! 

Do następnego!