niedziela, 22 lipca 2018

Plan na wieczór

Witajcie!
Wstając w nocy do Marysi, powtarzam sobie w myślach, że "jak tylko znajdę chwilę w dzień, spożytkuję ją na błogie lenistwo" ( a zaznaczę, że jestem z tych, którzy nie potrafią spać w dzień!). Wstając, wczesnym rankiem, znów słyszę te myśli i ponowie składam sobie solenną obietnicę, że padnę na kanapie z zamkniętymi oczami. I co? I pstro :) Nic z tego! Za każdym razem, kiedy kończę  obiad, czy prasowanie, na horyzoncie pojawia się kolejna rzecz do zrobienia. Na szczęście jestem w tej grupie społeczeństwa, która pracując fizycznie, odpoczywa psychicznie :) Tak zwyczajnie, najprościej - robiąc np. porządki w szafie, oczyszczam naszą przestrzeń i swoje myśli.



Zazwyczaj po godzinie 17 wrzucam 5. bieg. Nie bez przyczyny. Wieczór chcę mieć dla siebie. Może to egoistyczne, ale matki z dłuższym stażem, wiedzą o co chodzi :) Nie ważne, jak ten wieczór spędzę, ważne by zaczerpnąć -  po całym dniu gonitwy - siły na kolejne jutro. By móc rano wstać z uśmiechem i tak witać z Dziewczynkami dzień.


 Kiedyś usłyszałam, że życie matki zaczyna się po 22, kiedy dzieci śpią. Ileż w tym prawdy :) Matka zawsze stawia na pierwszym planie zdrowie, dobro i czas swoich dzieci. W całym tym życiowym  rozgardiaszu poplątanym z codziennymi obowiązkami, zapomina o sobie. A przecież też potrzebuje ona odpoczynku. Nie tylko fizycznego, ale psychicznego zwłaszcza.Dlatego staram się pilnować swojego czasu. Dzięki stałym punktom dnia i wypracowanym rytuałom, Dziewczynki zazwyczaj po 19 są już w swoich łóżkach. Obie zasypiają same. Potrzebują jedynie do tego ciszy i ciemności :) Mają to po mnie, ewidentnie :) Wcześniej siedziałam u Marysi i czekałam, aż zaśnie, ale tren czas oczekiwania wydłużał się niemiłosiernie. Od kiedy wyszłam od niej z pokoju, zasypia szybciej. Potrzebuje być sama. Przerabiałam tę lekcję z Zosią - było dokładnie tak samo. Także teraz, jak tylko położę Córeczki, biorę się za ostatnie obowiązki, a One w tym czasie zasypiają.




Moje wieczory są tak proste i zwyczajne, jak tylko to możliwe. Cisza. Książka. Świece. Laptop (by nadrobić zaległości u moich ulubionych blogerek, posegregować zdjęcia, które mnożą się okrutnie, a ja walczę, by sprostać zadaniu i wybrać jedno spośród podobnych ujęć). Kalendarz ( by rozplanować i zapisać najważniejsze wydarzenia i sprawy do załatwienia) Nic więcej, a aż tyle. Może mało ambitnie, ale jak oczyszczająco. Przez cały dzień z pełną odpowiedzialnością, z oczami dookoła głowy, z 4 parami rąk, i szybkimi nogami zmagam się z codziennymi rutynowymi obowiązkami. Ścigam się z czasem, by zdążyć z tym co konieczne do zrobienia, aby potem spędzać kreatywnie czas z Zosią i pokazywać to, co nowe Marysi. Dlatego wieczorami stawiam na pełny relaks.  Choćby miał trwać niecałą godzinę czy dwie, ale to mój czas. Czasami najdzie mnie ochota, aby coś obejrzeć. Na seriale szkoda mi czasu - wiem, że jak zacznę oglądać któryś z polecanych, to przepadnę :) Dlatego wracam Do Harrego Pottera, Holiday ( zwłaszcza w sezonie zimowym), albo do ekranizacji Szatana z siódmej klasy ( z 1960r. - uwielbiam tę wersję). Jednak najczęściej uciekam w świat książek. Nic tak mnie nie relaksuje. Odpoczywam i resetuję myśli.


Stosik do przeczytania rośnie z dnia na dzień, podobnie jak lista książek, które chciałabym przeczytać. Przeglądając blogi czy instagram, zapisuję polecane tytuły, które drogą selekcji, trafiają potem do mnie na półkę.

Wkrótce podzielę się z Wami moimi ostatnimi czytelniczymi odkryciami :) Tymczasem uciekam, jakżeby inaczej, do książki :) Dzisiaj Kończę Szczęście na dzień dobry Jamie Cat Callan. Przymierzałam się do niej już jakiś czas, zbyt długo się wahałam. Czyta się rewelacyjnie i już wiem, że na pewno sięgnę po inne tytuły o Francuzkach.

A Wy jak spędzacie swoje wieczory?

Do napisania!

wtorek, 17 lipca 2018

Nie lubię poniedziałków #20

Witajcie Kochani!


Dzisiaj przynoszę Wam kolejny poniedziałkowy wpis. Wyszło spontanicznie, ale bardzo lubię ten cykl. I Wy też, co mnie bardzo cieszy :) Zaczynamy...

Poniedziałek zaczął się bardzo wcześnie. W sumie już o 4, kiedy Pan Mąż wyjeżdżał do pracy. Myślałam, że przymknę jeszcze oko, ale Marysia miała zgoła inne plany, bo o 5 już radośnie oznajmiła, że wstaje. Odkąd jest odpieluchowana, czyli jakieś 6 tygodni, takie pobudki zdarzają się nam bardzo często. Po dłuższych pertraktacjach udało się położyć ją przed 6. To oznaczało jedno - wstanie ok. 9 i będzie dzień bez drzemki.




Bardzo lubię i doceniam te moje "ciche" poranki. Staram się je wykorzystać najbardziej jak potrafię. Zwłaszcza kiedy jest to poniedziałek i jest sporo obowiązków poweekendowych. Dwa prania, opróżnienie koszy, uporządkowanie lodówki, zaplanowanie listy zakupów, najważniejszych spraw na ten tydzień. Są to sprawy na pozór błahe, które nie zajmują dużo czasu, ale szybkie uporanie się z nimi daje mi dodatkowy czas w ciągu dnia czy tygodnia.

Ostatnio, podczas przekładania rzeczy na strychu, znalazłyśmy z Zosią książki, które czytałam będąc w podstawówce.! Pora odświeżyć lekturę :)


Zanim Dziewczynki wstały zdążyłam jeszcze zetrzeć kurze i podlać kwiaty,


Zosia zaczęła dzień przed 9! Akurat kiedy kończyłam segregować zdjęcia do wywołania.


Chwilę potem dołączyła do nas Marysia. Po śniadaniu czas na zabawę - Dziewczynki dostały od Wuja patyczki, z których można wyczarować przeróżne budowle. Istny szał!


Tak Tata urządził Córeczki w niedzielę :)


Zupa gotowa, można ruszać w trasę! Najważniejszym punktem na liście jest hurtowania z kwiatami. Tam kierujemy się najpierw. Potem Pepco - w sklepie mnóstwo nowości!


W Netto realizujemy zamówienie dla Kuzynki i ruszamy dalej.


 
Na sam koniec spożywka. Udało nam się zdążyć przed deszczem :) Obowiązkowy przystanek. Tym razem nie konie, nie krowy :) Ślimaki!




Dzisiaj Marysia nie ma drzemki. O 15 Zosia ma zajęcia z języka angielskiego, także nie kładę Mani. Musiałabym ją budzić. Za to mamy Gości :) I czas miło i szybko ucieka. Korzystam z tego, że moja Siostra zostaje z Maluchami i zawożę Zosię na zajęcia.



Po Zosię jedziemy już w pełnym składzie. Zaglądamy jeszcze do sklepu budowlanego po ziemię do kwiatów i ruszamy na cmentarz, by porządkować.


Wracamy chwilę przed 18. Czeka na mnie przysyłka :)


Marysia po 19 już smacznie śpi. Zosia jeszcze układa fantazyjne budowle.


Czas na kolację :)


To był zakręcony poniedziałek - dosłownie!


Dobrej nocy!




wtorek, 10 lipca 2018

Nie lubię poniedziałków #19

Witajcie Kochani!

Dzisiaj zaległy poniedziałkowy wpis :) Drugi poniedziałek lipca na pewno zapisze się mocno w mojej pamięci, z prostego powodu. Otóż, nasze Dziewczynki spały do 8.15! Nie wierzę w to, co piszę :) Z natury, obie, są mocno nieospałe. Ranne ptaszki, które zazwyczaj o 7 rano stoją gotowe do wyjścia. A tu, proszę bardzo! Takie miłe zaskoczenie. Oczywiście mój budzik nie zawiódł, z prostej przyczyny - nie umiem rano długo spać! Mogę położyć się już o 19.30, ale za żadne skarby nie dośpię do 8. Są tego plusy: podszykowanie obiadu, ciepła kawa, chwila z książką, pozbieranie myśli na cały dzień i przygotowanie planu działania. Dla mnie dzień zaczęty z takim przytupem jest zapowiedzią dobrego dnia. Mogę wygospodarować wtedy czas na wszystko, bez szkody dla Dziewczynek czy też mnie samej. 

Obecnie czytam książkę Niny George  Księżyc nad Bretanią. Zapowiada się naprawdę interesująco.

 

Zanim Dziewczynki wstały zdążyłam powiesić pranie, zebrać miętę i podlać warzywa. Miętę kochamy, całą rodziną. Pierwsza partia jest już zasuszona. Kolej na następne.


Pomidorki, podobnie jak truskawki wiszące, są pod stałą obserwacją Zosi i Marysi. 


Poranne zabawy :) Marysia, podobnie jak Zosia w Jej wieku, zaczęła pięknie bawić się klockami. 


Po śniadaniu, czas na listę zakupów :)


Wszystko zapisane, ruszamy w drogę!


W domu czekają na nas przesyłki. Te małe rączki uwielbiają rozpakowywać :)


Korzystam z sezonowych wyprzedaży. Tym razem, coś dla mnie :)


Marysia smacznie śpi, a Zosia dzielnie pomaga przy racuchach. Ich ulubione, z jabłkami.

 Poszło nam naprawdę szybko i sprawnie, także wykreślam kolejny punkt z listy zadań i biorę się za zaległe prasowanie. Uzbierało się tego dużo za dużo, ale lubię prasować. Relaksuje mnie to :)


Chwila na odpoczynek, ciepłą kawkę i wietrzenie szafy. Tym razem, szafa Dziewczynek. Ostatni tydzień pracowałam nas szafą w sypialni. Kolejna reorganizacja, przegląd, generalnie czyszczenie.  Dobrze odpoczywa mi się przy takich porządkach. Mam wrażenie, że wraz z układanymi rzeczami, układam swoje myśli, na nowo składam plany. Z każdą odłożoną rzeczą - robię miejsce nie tylko na nowe, ale zdaję sobie sprawę czego tak naprawdę potrzebuję i z czego na ile korzystam. 


Zosia w przeciągu miesiąca wyrosła z ogromu rzeczy i butów. Czas na zmianę garderoby.


Dzisiaj Zonia ma zajęcia z angielskiego. Jedzie z moją Przyjaciółką, dzięki czemu nie muszę budzić Marysi. Po powrocie do domu, za każdym razem, mamy ten sam scenariusz: Marysia podkrada plecak Zosi, wyjmuje jej kredki i biegiem ucieka do swojego pokoiku :) Korzystam z chwili artystycznych poczynań Marysi i zmieniam u Niej pościel.


 Po obiedzie, zabieramy prowiant i ruszamy w trasę. 


A przed kąpielą, wieczorna kawa, podana przez Marysię. Doczekałam się :)


Kiedy Dziewczynki smacznie śpią uciekam jeszcze na dwór nakarmić kota, a potem mam czas już tylko dla siebie.  To był dobry dzień :)


Do następnego!

czwartek, 5 lipca 2018

Fenomen poranka

Kochani!

Dzisiaj kilka słów o poranku... Mowa o Fenomenie poranka, książce która jakiś czas temu mignęła mi w księgarni, szybko została kupiona, a jeszcze szybciej przeze mnie przeczytana. Znacie Potęgę podświadomości? To ten typ książki. Poradnik, który wdziera się w Ciebie i już w trakcie czytania zostawia po sobie ślad. Chęć zmian. Rewolucji. Samodoskonalenia. Pragnienie lepszego jutra. Lepszej wersji siebie. To ten rodzaj książki, który w trakcie lektury pozwala na analizowanie własnego ja i  swojego postępowania, na zaznaczenie punktów zwrotnych w swoim życiu. To książka, która uczy, w jaki sposób odnaleźć w sobie motywację do zmian.



 Autor, Erlod Hal, na przykładzie swoich tragicznych przeżyć i pouczających doświadczeń przedstawia zestaw technik (cisza, afirmację, wizualizacja, ćwiczenia, czytanie, kaligrafowanie), które pozwalają uczynić poranki  kluczowym momentem dnia, który napędza nas do dalszych działań. Dzięki tej metodzie poranna rutyna nabiera innego wymiaru: to czas nastrajania się na cały dzień, moment ustalania celów i priorytetów, chwila wyciszenia przed całodobową gonitwą w plątaninie obowiązków i wymagań.

Jeśli chcesz się kłaść spać z satysfakcją, musisz wstawać co rano z determinacją 

(George Lorimer)

W myśl idei Autora należy być szczerze wdzięcznym za to, co mamy, bezwarunkowo zaakceptować to, czego nie mamy, i przyjąć absolutną odpowiedzialność za tworzenie wszystkiego, czego pragniemy.  To postanowienie jest punktem wyjścia przy lekturze Fenomenu poranka. A ta może przynieść tylko same korzyści. Na początku książki, zamiast tradycyjnego wstępu, czytamy historie ludzi, którzy zmienili swoje życie dzięki Miracle Morning. 
Mówi się, że pierwsza godzina po przebudzeniu jest sterem dnia. Ważne jest, aby została ona efektywnie wykorzystana, bowiem w taki sam sposób potoczy się reszta dnia.

Twoje poranne wstawanie i zawiązane z tym przyzwyczajenia (lub ich brak) maja ogromny wpływ na twoje osiągniecia dosłownie w każdej dziedzinie życia. Owocne, zorganizowane i  udane poranki przechodzą w równie owocne, zorganizowane i udane dni, a z tych niechybnie rodzi się udane życie.




Czytając książkę, mimowolnie analizowałam swoje poranki. Od 5 lat są one rozchwiane. Nieprzespane noce z Zosią zrobiły swoje i często poranne pobudki mijały się z moimi planami i ustaleniami. Od września poranne wstawanie nabrało rutyny, ze względu na przedszkole. Mimo, że Dziewczynkom zdarza się pospać dłużej (nawet do 7.30!) to mój budzik, niezmiennie od kilku miesięcy, ustawiony jest na godzinę 6.10. I mimo że często nie jest mi dane go wyłączać ( Dziewczynki są od niego szybsze) to uwielbiam te moje niespieszne pobudki. Delektuję się ciszą i działam o wiele efektywniej. Poprzedniego wieczora zamykam plan dnia na kolejny dzień, także rano wiem, co mamy na siebie włożyć i co włożyć do garnka :) Nie tracę czasu na rozmyślania i wymyślania. Zazwyczaj czeka na mnie też lista zadań i zakupów - to także wiele ułatwia. Zanim opracowałam swój plan działania wieczór-poranek minęło kilkanaście dni. Chciałam tak zorganizować poranne i wieczorne obowiązki, by móc kłaść się spać z "czystym kontem" po całym dniu i zaczynać nowy dzień od chwili dla siebie. Bez pośpiechu, bo nie zdążę ze śniadaniem, czy pozmywaniem naczyń. Szybko okazało się, że plan jest dobry na tyle, że mogłam wpleść dodatkowe zadania. Bardzo lubię działać w ciszy, kiedy nic mnie nie rozprasza. Skupiam się na danej czynności i już pod koniec jej wykonywania jestem myślami przy kolejnej. Dzięki temu jedno zadanie płynnie przechodzi w kolejne. Dlatego tak bardzo lubię wykonywać dodatkowe obowiązki wieczorem. Dziewczynki smacznie śpią, a ja mogę na spokojnie np. układać w szafie czy robić przegląd papierów. Zajmuje mi to o wiele mniej czasu, niż miałabym robić to w dzień, kiedy muszę mieć oczy dookoła głowy i skupiam się na wielu sprawach jednocześnie. Autor Fenomenu... podkreśla, że w ciągu 30 dni można trwale ukształtować dowolny nawyk. Myślę, że można to zrobić szybciej.Wszystko zależy od naszych chęci, determinacji i motywacji. Wszystko to rzutuje na nasze nastawienie do codziennych wyzwań. Mówi się, że

jakość naszego życia, zależy od jakości naszych przyzwyczajeń

dlatego warto popracować nad własnymi nawykami. Ich kształtowanie i kontrolowanie będzie wyzwaniem, które zakończy się zrealizowaniem wyznaczonego celu.

Po przeczytaniu  Fenomenu... wiem co mogę jeszcze zmienić, udoskonalić, zrewolucjonizować...Lubię wyzwania... Spróbuję :)
To kim się stajesz, jest o wiele ważniejsze od tego, co robisz, a jednak to, co robisz, determinuje, kim się stajesz [...] Zdecyduj, co od dzisiaj zaczniesz robić inaczej. 



A jak wyglądają Wasze poranki? Szalony spontan, gonitwa czy zaplanowany, zorganizowany i przygotowany ranek?

Do napisania!

poniedziałek, 2 lipca 2018

Majowe i czerwcowe wspomnienia...

Witajcie!

Po długiej, nieplanowanej przerwie, wracam ze wspominkami z ubiegłych dwóch miesięcy. W zakładkach piętrzą się niedokończone wpisy, w folderach nazbierało się mnóstwo zdjęć, w notesie wypunktowałam sobie kilka stron na najbliższy czas. Plany planami, a los wie swoje. Najpierw laptop - kolejny raz - odmówił współpracy. Pan Mąż próbował go reanimować, jednak skończyło się na pomocy fachowca. Mam nadzieję, że teraz nareszcie - chociaż - sprzęt będzie w gotowości. Przed oddaniem laptopa do naprawy, zapomniałam o zgraniu majowych zdjęć. Wracam z namiastką naszych wspomnień w blogowym pamiętniku.

 Maj i ukochany bez.


Rodzinne wyprawy i odkrywanie okolicznych atrakcji.


Sportowe dusze


Wyjątkowe uroczystości...




"Nasza" Tequila - jest "z nami" już 10 lat!


Zaczytany czerwiec. Ulubiona Magdalena Witkiewicz. Lekka książka, idealna na jeden wieczór, by zrelaksować się i zapomnieć o gonitwie dnia codziennego.


Ewa Stachniak i Vera Falski - moje czerwcowa odkrycia. Mam już za sobą lekturę wszystkich książek w/w autorek. Polecam! 



Ukochany Kornel Makuszyński - powrót do dzieciństwa!


Jestem sobie ogrodniczka :)







Nasze leśne i łąkowe wyprawy :)




Szalone jazdy, spacery...




... leniwe poranki <3


Upragniony deszcz!


Zosi ulubione - babeczki z porzeczkami!


Zamrażarka pęka w szwach! Musy z truskawek, maliny, czerwona porzeczka, koperek, natka pietruszki. .. pora na suszenie :)



Z końcem czerwca świętowaliśmy 5. urodziny Zosieńki i cynową (10.) rocznicę naszego ślubu :)



Zosia zakończyła kolejny rok w przedszkolu. Pora na wakacje! I chociaż czerwiec przyniósł nam też ciężkie chwile, to wierzę, że teraz będzie coraz lepiej. Odliczamy dni do powrotu mojego Taty ze szpitala i czekamy na Niego z laurkami, które każdego dnia przygotowuje Zosia <3



Do napisania niebawem!