poniedziałek, 30 stycznia 2017

Nie lubię poniedziałków #5

Witajcie!

Ostatni styczniowy poniedziałek, nareszcie! Niech luty szybko mija, a marzec zbliży nas do upragnionej wiosny. Dzisiejsza noc nie zaskoczyła. Ponownie -16 na termometrze, ponownie wszystko spowite mrozem i lodem. Przed 3 nad ranem, kiedy Pan Mąż wyjeżdżał do Pragi, a ja zamykałam dom, aż mną wstrząsnęło na myśl, że musiałabym teraz wyjść! Biegiem pognałam do ciepłego łóżka, a o 7 miałam już towarzystwo :)

 
Poranne pieszczochy i błogie lenistwo. Marysia jeszcze smacznie spała.
 
 
Szybko ubrałam Zosię i pognałam do kuchni nastawić wodę na kawę i przygotować śniadanie. Kuchenne okno zdobią jeszcze świąteczne lampki - są idealne! Piękny kształt i świetne światło, które dają, wystarcza by oświetlić nocą kuchnię i korytarz. Zostaną z nami do końca zimy :)

 
Poranne obowiązki "zamykam" pomieszczeniami. Wychodząc z sypialni, zostawiam  już zaścielone łóżko i uchylone okno, po drodze do Zosi pokoju, zabieram butelkę z Marysi pokoju. U Zosi szybko ścielę łóżko i szykuję ubrania wierzchnie do wyjścia. Radio gra, kawa już w kubku, Zosia ogląda nagrany wczoraj odcinek Maszy, a Marysia wita poniedziałek :)
 

 

 
Po godzinie 8 do Marysi przychodzi z dołu moja Babcia, a my z Zosią ruszamy do przedszkola.
 

 
Tym razem zakupy przekładam na popołudnie. Spieszę do Marysi, żeby zdążyć z porannymi rytuałami. I zabrać się za domowe obowiązki. Dzisiaj nie musze gotować, ratujemy się wczorajszym obiadem. Wietrzę dywany, gruntownie odkurzam pod łóżkami, i zabieram się za zaległe prasowanie. Sporo się uzbierało,  a nie mogę tego już odkładać, tym bardziej, że pralka pierze kolejne pranie.
 


 
Marysia dzielnie mi towarzyszy i po 20 minutach drzemki ani myśli o dalszym spaniu. Ruszamy więc na przedpołudniowy spacer. Umawiamy się na wspólne wyjście z kuzynem Mani, Kacperkiem. Idziemy naszą stałą trasą :) 
 
 


Marysia zaczęła przysypiać, po godzinie spaceru, ale to tylko strategia :) Zostawiłam ją w wózku, w ganku, a po kwadransie już pałaszowała obiad, a ja razem z nią :)
 

 
Kończymy poranne prasowanie i zostawiam Marysię pod opieką Babci, a sama jadę po Zosię.
 
 
Objeździłyśmy kilka sklepów w poszukiwaniu...waty! Taka praca domowa: wata i butelka po wodzie. Udało się ją kupić dopiero w aptece. Po zakupach, ruszamy do biblioteki. Dzisiaj Zosia wybrała wiersze przedszkolaków, a ja wyszukałam kolejne biografie :)


 
W drodze powrotnej tankujemy auto.

 
Po obiedzie - zabawa. Obowiązkowo Peppa!

 
Jutro spodziewamy się gości. Robię muffiny z porzeczkami.

 
A Marysia w tym czasie bawi się najlepszą zabawką - butelką z wodą :)

 
Zosia kolejną godzinę spędza na odrysowywaniu szablonów...

 
Babeczki po 30 minutach są już gotowe. Uwielbiam ten przepis: 10 minut pracy, jedna miska i jedna szklanka. Duża stołowa łyżka i deser gotowy!

 
Zanim zabierzemy się za wieczorną toaletę, jeszcze chwila na zagadki :)

 
I szykowanie stroju i plecaka na jutro.


 
Dziewczynki i ich łóżka są już gotowe do snu. Po 20 obie już smacznie śpią.

 
I ja mówię Wam dobranoc. Jak zwykle w drodze powrotnej z łazienki do sypialni zrobiłam 57 innych rzeczy, ale kładę się z lekką głową i spokojem, że wszystko na jutro przygotowałam i powitamy wtorek nieśpiesznym porankiem. Tymczasem idę po książkę...
 
Do napisania!
 
 
 
 

 

czwartek, 26 stycznia 2017

Makaron z tuńczykiem

Witajcie!

Ostatnio na naszym stole często gości makaron z tuńczykiem. Za puszkowanym tuńczykiem nie przepadam, nawet w formie sałatek czy past kanapkowych, za to uwielbiam go w tym daniu! Dzięki pomidorom zyskuje nowy smak.

 
 
Potrzebujemy:

- puszkę tuńczyka w sosie własnym,

- 3-4 ząbki czosnku,

- średnią białą cebulkę,

- pomidory krojone z puszki,

- przyprawy: słodką paprykę, pieprz kolorowy, sól, zioła,

- 2 łyżki oliwy z oliwek,
 
- 2 łyżki koncentratu pomidorowego,

- makaron.


 
Przygotowanie:

1. Makaron gotujemy aldente.

2. Czosnek, cebulę, pomidory z puszki, przyprawy i oliwę siekamy w malakserze.

3. Powstały sos przelewamy do garnka czy patelni i redukujemy. Dodajemy koncentrat pomidorowy. Chwilę dusimy. Dodajemy tuńczyka z puszki ( bez zalewy). Wszystko chwilę dusimy. Doprawiamy w miarę potrzeby wg uznania.

4. Odcedzony makaron dodajemy do sosu bądź podajemy osobno.

5. Smacznego!



Sos najlepszy jest na drugi dzień :) O ile doczeka kolejnego dnia :)

Do napisania!

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Nie lubię poniedziałków #4

Witajcie!
 
Co za dzień! Dobrze, że ma się już ku końcowi! Kolejny poniedziałek za nami, kolejny, który zbliża nas do wiosny. A tej pragnę już okrutnie! Tęsknię za słońcem, które budzi każdego poranka, za świeżością trawy, za powiewem rześkiego powietrza, bez swędu dymu kominowego. Wiosno, przybywaj!
 
Dziewczynki zasypiają w swoich pokojach, a ja na raty piszę ten wpis. Samo wgrywanie zdjęć zajmuje chwilę, akurat w tym czasie zdążę "coś " zrobić w domu, aby mieć wolny wieczór.
 
Mój poniedziałek zaczął się już po 6.  Zosia i Marysia jeszcze smacznie spały, a ja mogłam na spokojnie ogarnąć sypialnię, przygotować się do wyjścia i naszykować nam śniadanie. Lubię takie nieśpieszne poranki. Robię wtedy wszystko w tempie dostosowanym do mnie, a nie do Dziewczynek, a jak wiecie Ta Dwójeczka to niezłe turbo dziewuszki :D I to wszystko w towarzystwie ciepłej (!) kawy :D
 
 
Chwilę przed 7 Zosia już witała poniedziałek ze mną. Zanim Marysia wstała, Zonia była już gotowa do przedszkola. Wyłożyła się w salonie i oglądała Maszę. Ponoć kultowa bajka wśród przedszkolaków :D Zojka jest w grupie dzieci, które bajki oglądają bardzo rzadko - z własnego wyboru (mam na to świadków :P ). Nigdy nie myślałam, że będę narzekać, że mamy dziecko stroniące od telewizora, ale bajka naprawdę czasem może ratować sytuację. Tym bardziej widok godny uwiecznienia :)
 
 
Marysia zawzięcie trenowała przeróżne pozycje. A Zosia już zdążyła przygotować lalki do wyjścia!
 
 
 
Dzisiaj padło na bidulkę z jednym mrugającym okiem (nieszczęśnicy zepsuł się mechanizm, i oczy mrugają na zmianę, a nigdy jednocześnie). Temperatura grubo na minusie (-10) nie zachęcała do wyjść, jakichkolwiek, ale to nieśmiało przebijające się z czasem, słońce zrobiło swoje! Tego mi brakowało w ciągu ostatniego tygodnia. Jasności. Gry światła.
 
 
 
W drodze do przedszkola zrobiłyśmy szybkie zakupy. Wtaszczyłam je do domu i zmieniłam Babcię, która została z Marysią. Poranna toaleta Mani i rozpakowywanie zakupów.
 

 
Śniadanie, gimnastyka i bierzemy się za obiad. Dzisiaj zupa brokułowa i makaron z tuńczykiem.

 
 
 
 
Między gotowaniem makaronu a zaprawianiem brokułowej Marysia złapała drzemkę. Wstała w wyśmienitym humorze. Mała Uciekinierka badała powierzchnie płaskie, a ja w tym czasie, uporałam się z odkurzaniem, myciem podłóg i balkonu.
 
 
 
 
Zostawiłam pootwierane okna, zabrałam Manię i ruszyłyśmy w teren! Spacerowałyśmy w towarzystwie Kuzynki i Jej Synka, także czas miło i szybko upłynął.
 
 
Dzisiaj Zosię odebrał Dziadziuś Zbyś, ponoć pisk radości słyszało całe przedszkole :) Zonia wróciła przeszczęsliwa. Okazało się, że zdobyła zaszczytne pierwsze miejsce w konkursie plastycznym! Z takim zaangażowaniem robiła pracę na ten konkurs! Jesteśmy z Niej ogromnie dumni!
 
 
 
Po obiedzie Zosia odgrywała przedstawienie o czarodziejskim domu, Mania z zainteresowaniem przyglądała się poczynaniom starszej siostry, a ja dokończyłam aukcje internetowe. Wperfekcyjnymdomu trwa Akcja Oczyszczania Przestrzeni :)
 
 

 
Księżniczka wydała rozkazy swoim służkom i udała się na wieczorną toaletę :D
 
 
I tu następuję przerwa w nadawaniu :) Mama wrzuciła 5. bieg, by ogarnąć na noc Dwie Iskierki, jedną szybszą od drugiej. Po godzinie 19, Dziewczynki były już w łóżeczkach. To czas ich wyciszania się przed snem. Staram się przestrzegać tego rytuału. Sprawdził się on przy Zosi i przy Marysi zastosowałam tę sama metodę :) W tym czasie, mam chwilę na przygotowanie swojej sypialni i dopięcia spraw domowych (przygotowanie ubrania dla Zosi na kolejny dzień, przyszykowanie pojemnika na kanapki i plecaczka, zrobienie listy zakupów na jutro). Małe zajęcia, niby nic nie znaczące, niby szybkie w wykonaniu, ale pozwalające zaoszczędzić sporo czasu o poranku następnego dnia. Kiedy Dziewczynki już spały, przyszła kolej na mnie :) W piżamie już kończę dla Was wpis. Zerkam na kalendarz, wpisuję, notuję, kończę kolejne posty, zgrywam zdjęcia. Wosk pali się w podgrzewaczu i a za plecami M jak miłość :D
 

 
 
Czeka nas intensywny w wydarzenia czas. Już w środę będzie uroczystość Dnia Babci i Dziadka w przedszkolu. Ze względu na niską frekwencję przedszkolaków, w ubiegłym tygodniu, przedstawienie zostało odwołane. W czwartek będzie bal karnawałowy, a w piątek - jak co miesiąc -  filharmonia. Zosia już nie może się doczekać. Jednego dnia będzie Aniołkiem, a kolejnego - czarownicą :) Tego jeszcze nie grali :D
 
Dobrej nocy, Kochani!