wtorek, 14 marca 2017

Nie lubię poniedziałków #11

Drodzy!

Za nami weekend pełen nieprzewidywalnych zwrotów akcji i przeciwności losu, z których udało się wyjść silniejszymi. Z nowym bagażem doświadczeń, większą wiedzą i nauką. Były to dni, które okazały się sprawdzianem naszej wiary i cierpliwości. Wyszliśmy zwycięsko, z nadzieją na lepsze.

Pełna ufności zaczęłam ten poniedziałek już przed godziną 6. Wszyscy jeszcze smacznie spali, kiedy wstawiałam pierwsze pranie i zmieniałam firankę. Chciałam nadrobić domowe obowiązki, póki nie odcięli nas od prądu. Jednak zakład energetyczny był szybszy :)

Dziewczynki wstały już przed 7, Pan Mąż szykował się do wyjazdu, a ja niespiesznie delektowałam się pierwszą kawą.


 
Zosia wyszykowała się do przedszkola migiem. I tak samo migiem z niego wróciła. Tata pozwolił na wagary.

 
Do godziny 10 uporałam się z dwoma obiadami - uwielbiam ten poranny maraton obowiązków: obiad, wietrzenie pokoi, sprzątanie - to nadaje dniom schemat, dzięki któremu mogę zaoszczędzić sporo czasu. Od południa mogę swobodnie myśleć o spacerze z Manią i zajęciach z Zosią. Bez spiny, bez pośpiechu.

 
Pan Mąż był już w drodze, a my organizowałyśmy sobie czas. Zonia pół dnia bawiła się w przedszkole :)


 
Wyczarowała piracką lunetę :)


 
A Marysia nie odstępowała Siostry na krok!
 



Większość dnia spędziłam właśnie na dywanie, razem z Dziewczynkami. Mimowolnie brakło czasu na zdjęcia. Lada moment był już wczesny wieczór, a to czas wyciszania Zoni i Marysi. Kiedy Obie już smacznie spały, nadrobiłam zaległości w domu i uciekłam do książki...
 
Każdego ranka i wieczora obiecuję sobie, że w końcu nadrobię też zaległości na blogu. Wciąż mam kilkanaście roboczych wpisów, wciąż zalegam ze zdjęciami - ale nie chcę tego robić w pośpiechu. Blog jest moim przystankiem w codziennym biegu. Jest moją przyjemnością, a nie obowiązkiem. Niespiesznie więc uzupełniam wpisy i wgrywam zdjęcia.
 
Do napisania!

5 komentarzy:

  1. Jakoś tak poważnie zaczęłaś posta, aż się zaniepokoiłam. Grunt, że u Was wszystko dobrze. Co do bloga święta racja- trzeba pisać, kiedy w duszy i sercu gra, a nie z kalendarzem w ręku. Kilka moich ulubionych kiedyś blogów bardzo się zmieniło na minus i stają się wykalkulowaną kreacją - wielka szkoda. Spokojnie, wierni czytelnicy zawsze cierpliwie poczekają na kolejne wpisy, a i mała przerwa w postach jest czasem wskazana :-) Potem wraca się z większą inspiracją i motywacją :-) Czego Tobie życzę :-) i zmykam do książki :-) Pozdrowienia :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Elwirko czy Twoj hiacynt zamieszkuje swiecznik z pepco ?? - jesli tak to swietny pomysl !

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś mi się pominął ten post :( Zosia to będzie znana artystka! Mówię Ci :)

    OdpowiedzUsuń